piątek, 22 kwietnia 2016

1

     - Nie ładnie, nie ładnie - elf pokręcił głową, uśmiechając się chytrze. Mała dziewczynka klęcząca w kącie przy swoich rodzicach pisnęła i ukryła twarz w rękach. - Próbować oszukać swojego dobroczyńcę, jedyną dobrą duszę gotową pomóc - elf podszedł do okna. Blask księżyca w pełni oświetliła przystojną twarz nienaznaczoną jeszcze żadną zmarszczką. 
     Mężczyzna cmoknął i obrócił się na pięcie, w kierunku piątki kulących się ludzi. Najmłodsze dziecko patrzyło z otwartą buzią, zaniepokojone zachowaniem rodziców, lecz nie rozumiejąc co się dzieje. Najstarszy syn zaciskał zęby i pięści, próbując wyglądać groźnie lub chociaż mniej żałośnie. Ojciec kurczowo przyciskał złożone ręce do piersi, wzrok wbił w ziemię służącą za podłogę w chacie. Po policzkach jego żony spływały strugi łez. Kobieta ze wszystkich sił starała się powstrzymywać szloch. 
      - Starałem się być dla was niemal jak ojciec - elf wzruszył ramionami, rozbawiony zerkając na współtowarzyszy. Pozostała czwórka bandytów odeszła od ścian,o które od jakiegoś czasu stała oparta. Przedstawienie dobiegało końca. Czekali teraz tylko na kolejny rozkaz dowódcy, gotowi na każdą jego kreatywną myśl.
      - Ale ojcowie muszą też czasem karać, nieprawdaż? - zapytał, stając nad najstarszą ze swych ofiar. Uśmiechnął się, odsłaniając rząd lśniących zębów. Zza pasa wyciągnął sztylet o prostej, metalowej rękojeści i zastanawiając się przesunął po nim palcem. 
       - Wiem! - przejechał wzrokiem po klęczących. Wyglądali bardzo źle - brudni, zmęczeni, bezradni. Budzili w nim tylko odrazę. Mimo to, byli użyteczni, a użytecznych narzędzi się nie wyrzuca, a naprawia. Lawendowe oczy spoczęły na dziewczynce, kurczowo trzymającej się ubrania swej matki.
       - A ty kochanie, czemu jesteś taka smutna ? - zapytał, podchodząc do dziewczyny i dłonią delikatnie podnosząc jej głowę. Skinieniem dał znać swym towarzyszą by ją przytrzymali. Dwójka pozostałych wyciągnęła broń, uważając by nikt z obecnych nie postanowił zachować się bohatersko. 
        - Zapewniamy wam ochronę, bronimy przed okolicznymi rabusiami i natręctwem poborców podatkowych - zaczął, przyglądając się pobladłej z przerażenia twarzy. Delikatnym ruchem przesuną po czarnych włosach dziewczyny. - Czy to nie dzięki nam przeżyliście ostatnie dwie zimy? - dodał po chwili. 
       Bandyci stojący z tyłu zachichotali, szturchając się nawzajem. 
       - Dlatego mimo wszystko powinnaś cieszyć się z naszej wizyty, prawda? - elf zmusił dziecko do spojrzenia w swoje oczy. Jego ruchy były bardzo wyważone i mimo potworności sytuacji, łudząc, uspokajały. - Ale nie martw się - podniósł sztylet. - Dzięki mnie już nigdy nie przestaniesz się uśmiechać. 
       Poczuła tylko jak trzymający ją mężczyźni ścisnęli mocniej jej ramiona. Krew trysnęła z rozciętych policzków i jedyne co potem widziała, to czerń przed oczami.